05.2016
Ulica czy bulwar? Winny czy niewinny? Pić czy nie pić?
Życie w kraju który stanowi światową stolicę absurdu nie jest proste. Spotkaliśmy się już z wytyczeniem przez Unię europejską krzywizny banana, uznaniem marchewki za owoc, czy ślimaka winniczka za rybę, ale pierwszy raz mamy do czynienia z określeniem bulwaru mianem ulicy. A to już prowadzi do niebezpiecznego precedensu określenia sędziów mianem aparatczyków.
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście uznał, że bulwar wiślany jest ulicą, czyli miejscem, gdzie nie wolno pić alkoholu i jednocześnie uznał za winnego mężczyznę, który pił piwo na bulwarze. Ale, ponieważ Sąd w osobie sędzi Grażyny Jankowskiej był uprzejmy zauważyć, że pijący piwo mężczyzna nie działał z niskich pobudek, odstąpił od wymierzenia kary.
Historia zaczęła się jeszcze w ubiegłym roku, kiedy Marek Tatała z Forum Obywatelskiego Rozwoju, zasiadł sobie na schodkach na lewym brzeg Wisły (Bulwar Flotylli Wiślanej) z butelką piwa. Warszawiacy wiedzą, że to nie jest droga publiczna, że bulwar jest tylko umocnieniem pasa rzeki. Przychodzą tam z resztą tłumy, zwłaszcza młodych ludzi. I tam właśnie, na bulwarze, policja ukarała Tatałę mandatem za naruszenie ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Ten mandatu nie przyjął, odwołał się do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście, bo – jak twierdził - chciał przetestować system.
I słuszność miał, ponieważ bulwar to betonowy obiekt oddalony od ulicy. Nie jest także oznaczony jako ulica. Tatała zaznaczył przed sądem, że skoro bulwar nie jest ulicą, nie można zastosować w tym wypadku przepisów ustawy o wychowaniu w trzeźwości (mówiącej m.in. o tym gdzie nie można pić alkoholu), bo ustawa wskazuje tylko „ulice, parki i place”.
Czytaj więcej ...