04
10.2015

Pieszy przed pasami z pierwszeństwem od 2017 roku?




Znani ze swej nieskończonej liczby pomysłów posłowie, w dniu 25 września 2015 r., przegłosowali projekt nowelizacji ustawy „Prawo o ruchu drogowym” zakładający iż pieszy (począwszy od 1 stycznia 2017 r.) będzie miał pierwszeństwo przed pojazdami, zarówno na przejściu jak i przed nim. Tymczasem Senat w dniu 1 października 2015 r. odrzucił proponowany projekt. Aby nowelizacja mogła wejść w życie Sejm będzie musiał odrzucić stanowisko Senatu bezwzględną większością głosów.

Jedni są za, inni przeciw. Jedni argumentują iż wprowadzenie tak restrykcyjnych regulacji w zakresie dotyczącym ruchu pieszych poprawi ich bezpieczeństwo, kolejni twierdzą na przekór, że zamiast poprawy bezpieczeństwa na drogach mamy zagwarantowany wzrost kolizji z udziałem pieszych, które niestety kończyć się będą utratą zdrowia, a nawet i życia. Zawsze musimy pamiętać o tym, że pieszego nie chroni ani karoseria, ani pasy bezpieczeństwa, ani poduszki powietrzne. Pieszy zostaje pozostawiony sam sobie ze złudnym przeświadczeniem, że uzyskał niezbywalne prawa wejścia na jezdnię w każdym momencie, kiedy ma tylko na to ochotę.

Kto zatem w tym sporze ma rację? Czy gdzie indziej na świecie zostały wprowadzone podobne regulacje? Czy taki pomysł ma w ogóle sens? Jakie zagrożenia to za sobą niesie?

Pomysł z przyznaniem pieszemu pierwszeństwa zarówno na przejściu, jak i przed nim nie jest pomysłem nowatorskim. Tego typu regulacje zostały wprowadzone między innymi w takich państwach jak np. Norwegii, gdzie ochrona pieszego rozpoczyna się w momencie zbliżania się pieszego do jezdni. Niemniej jednak, w ustawodawstwie norweskim sam termin „zbliżania się do jezdni” nie jest precyzyjnie zdefiniowany i nie ma żadnej definicji legalnej. Co za tym idzie, jest to kwestia uznaniowa i sporna. Kierowca wprawdzie jest zobowiązany do zatrzymania się przed przejściem gdy widzi, że pieszy się do niego zbliża, jednak istotnym jest aby pieszy był dość blisko tego przejścia (nikt nie będzie zatrzymywał pojazdu gdy pieszy znajduje się w odległości 300 m. od „zebry”). Podobnie jak w Norwegii, „problem” przechodzenia pieszych przez jezdnię rozwiązany został w Szwajcarii, gdzie kierowca zobowiązany jest do zatrzymania się i ustąpienia pierwszeństwa pieszemu w przypadku, gdy pieszy znajduje się już na przejściu dla pieszych bądź przed, jednak musi mieć oczywisty zamiar przejścia przez jezdnię. Jurysdykcja szwajcarska wskazuje jednak, iż kierujący pojazdem, który jechał z odpowiednią prędkością (dostosowaną do ograniczenia) nie będzie ponosić odpowiedzialności za ewentualne potrącenie pieszego, który to wtargnął mu na jezdnię, a kierowca ten nie mógł jeszcze bardziej zmniejszyć prędkości, bowiem poruszał się zgodnie z przepisami. Duńczycy wskazali natomiast, iż kierujący winien zmniejszyć prędkość pojazdu, którym się porusza jeśli pieszy wszedł na jezdnię lub ma taki zamiar. Ponadto, duński kierowca „w razie konieczności” musi bezwzględnie zatrzymać pojazd aby przepuścić pieszych, którzy chcą  przejść przez „pasy”. Mniej restrykcyjne regulacje na kierowców nakładają za to Węgry, gdzie kierujący pojazdem jest zobowiązany do ustąpienia pierwszeństwa pieszemu dopiero w momencie kiedy znajduje się już on na jezdni (oczywiście w wyznaczonym do tego miejscu). Z kolei interesujące rozwiązanie wprowadzono w Bułgarii, gdzie kierowca musi zatrzymać się przed przejściem dla pieszych w momencie, kiedy pieszy na nie wchodzi lub stoi na brzegu jezdni/chodnika i sygnalizuje ręką zamiar wejścia na przejście. Wydawałoby się to idealnym rozwiązaniem, jednak zastanawiające jest rozwiązanie tej kwestii wobec osób niepełnosprawnych (np. które urodziły się bez rąk). Możliwym jest, iż zamiar przejścia sygnalizowany jest w takich przypadkach w inny sposób.

Jak widać, ile państw, tyle regulacji. Niemniej jednak, w większości przypadków wszystko sprowadza się do jednej podstawowej kwestii – pieszy ma dawać wyraźny sygnał, że chce wejść na przejście. Jest to o tyle istotne, iż w ewentualnym zderzeniu, pieszy który niespodziewanie wtargnie na przejście dla pieszych, bez wyraźnej sygnalizacji iż ma zamiar to zrobić może w najlepszym wypadku wylądować na OIOM-ie. Nie oszukujmy się – zderzenie osoby ważącej kilkadziesiąt kilogramów z pojazdem, który waży X razy więcej może skończyć się dla tego pierwszego tragicznie. Sam pomysł aby chronić słabszych użytkowników drogi wydaje się być oczywiście ok, niemniej jednak nie można przewidzieć każdego zachowania pieszego na drodze, a przede wszystkim nie można nikogo zwalniać z myślenia. Nie bez powodu od małego wpaja się w dzieciom, że zanim wejdą na pasy trzeba rozejrzeć się raz w lewo, raz w prawo, ale dla pewności – jeszcze raz w lewo. Podstawą funkcjonowania w tak potężnym środowisku jakim jest miejska przestrzeń jest rozsądek i „trzeźwe myślenie”. Co z tego, że ja, jako pieszy dostanę uprawnienia, że mogę sobie wchodzić na przejście kiedy chcę i jak chcę, a potem jedynym (i to w najlepszym przypadku!) miejscem będzie szpital. Pieszy nigdy nie będzie miał wyrównanych szans z pojazdem, dlatego też nie można wprowadzać regulacji, które całkowicie zwolnią (oczywiście nie wszystkich) pieszych z myślenia. Obligatoryjne zastosowanie „wejścia na pasy” może być najzwyczajniej w świecie opłakane w skutkach. Nie wspomnę już o sytuacjach, w których niektórzy rodzice będą przekazywać tego typu wiedzę swoim pociechom. Dzieci w ogóle bywają nieprzewidywalne, a nie wpajając im od małego prawidłowych zasad zachowania się na drodze możemy naprawdę doprowadzić do tragedii.

Pomysłodawczyni pomysłu, posłanka PO Beata Bublewicz, zarzuca w chwili obecnej senatorom, iż „wsparli kierowców, którzy nie szanują pieszych”. Nie do końca, gdyż to właśnie kierowcy (będąc równocześnie pieszymi – przy czym nie każdy pieszy jest z kolei kierowcą) doskonale wiedzą czym może grozić niespodziewane wtargnięcie na jezdnię. Wiedzą jak potężną siłą jest pojazd, który prowadzą. Wiedzą, że ludzkie oko jest zawodne i choćbyśmy chcieli często nie jesteśmy w stanie zauważyć pewnych szybkich zdarzeń (nie bez powodu rowerzyści powinni przeprowadzać rower przez przejście, a nie wjeżdżać na nim wprost pod maskę samochodu). Pewnych sytuacji na drodze nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Niezdecydowany pieszy, który w ostatniej chwili podejmuje decyzję wejścia na przejście może spowodować groźną kolizję, kiedy to np. wyjdzie przed maskę samochodu, który porusza się w ciągu pojazdów – nie dość, że ucierpi pieszy to ryzykujemy jeszcze uczestnictwem w karambolu, który może skutkować kolejnymi ofiarami. Mł. Insp. Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji w Warszawie, w materiale przygotowanym dla TVN24 słusznie stwierdził iż „Pieszy będzie myślał, że ma prawo absolutnie do wszystkiego, ale nie będzie wiedział jakie ma obowiązki”. I ciężko się z nim nie zgodzić.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jednak rację w tym sporze mają przeciwnicy wprowadzenia tego typu regulacji. Przydzielenie większej ilości praw pieszym, zwolni ich w głównej mierze z analitycznego myślenia i przewidywania skutków, jaki mogą ulec przy niespodziewanym wejściu na jezdnię. Nikt nie przemyśli konsekwencji, ponieważ wielu będzie butnie wchodzić na przejście z myślą „Przecież to ja jestem na prawie!”. Wielu nie przewidzi co się może stać jak samochód jednak nie zdąży wyhamować – nawet, gdy będzie poruszać się z ograniczeniem do 50 km/h, nie wspominając o sytuacjach gdy np. kierowca ma ograniczoną widoczność bądź trudne warunki drogowe (wynikające chociażby z tragicznego stanu nawierzchni naszych dróg), a tu na „dokładkę” wrzuca mu się przepis, który upoważni (bądź co bądź) pieszego do pewnego wejścia na przejście. Nie zwracając uwagi na to, czy ktoś jedzie czy nie…

Jednak jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nielogicznym byłoby myślenie, iż wprowadzenie tego typu przepisów ma faktycznie poprawić bezpieczeństwo pieszych. Bzdura. Idę o zakład, że w okolicach przejść dla pieszych (po ewentualnym „przepchnięciu” tej nowelizacji) pojawi się wysyp (jak grzybów po deszczuJ) funkcjonariuszy zarówno Policji jak i Straży Miejskiej, którzy ochoczo będą wypisywać znienawidzone przez kierowców blankiety mandatów karnych, czyhając tylko na moment kiedy to kierowca nie ustąpi pierwszeństwa jakiemuś pieszemu. Wprowadzenie tego typu regulacji skutkować będzie tylko zwiększeniem liczby nakładanych mandatów karnych (w wielu przypadkach zapewne niesłusznie), a nie poprawą bezpieczeństwa pieszych. Podstawą do zwiększenia bezpieczeństwa na polskich drogach jest przede wszystkim poprawa stanu nawierzchni dróg, odpowiednia infrastruktura drogowa (odpowiednie oświetlenie przejść dla pieszych, montowanie sygnalizacji świetlnej) a także edukacja.

Zatem, pozostaje mieć nadzieję, iż posłowie (choć są jacy są) wykażą się zdolnością analizowania faktów i przemyślą bardzo dobrze pomysł pani poseł Bublewicz. W odczuciu prawników Anuluj-Mandat.pl, jest to niezbyt przemyślana nowelizacja, która może mieć opłakane skutki zarówno dla kierowców, jak i niestety pieszych.

KK z Anuluj-Mandat.pl

Ps. do tematu dochodzi fatalne oznakowanie polskich dróg

http://anuluj-mandat.pl/blog/post/patologie-polskich-drog

zapraszamy do dyskusji na naszym fanpage

https://www.facebook.com/anulujmandat

 

 



Kategorie